Właśnie minął mi pierwszy tydzień studiów, na które wybrałam się razem z moją licealną przyjaciółką (to był mój świadomy wybór, nie patrzyłam na to, gdzie pójdzie moja best friend ;) ). Niestety, trafiłyśmy do dwóch różnych grup wykładowych i ćwiczeniowych, dlatego widujemy się tylko w przerwach, albo po zajęciach. Mała ilość spędzanego wspólnie czasu, zaczęła nas od siebie oddalać. Mieszkamy w dwóch różnych końcach miasta. Wczoraj miałyśmy wybrać się wspólnie na imprezę, którą organizował nasz wydział. Przywitanie studentów, bardzo duża impreza (tylko na naszym wydziale, na 1 roku jest 600 osób). Umówiłyśmy się, że przyjadę do niej ok. godziny 20, ponieważ ostatnie konwersatorium miałam o godzinie 16. Nie opuszczała mnie nadzieją, że szanowna Pani profesor, zrobi tylko wprowadzenie do przedmiotu, tak jak to było na poprzednich spotkaniach z wykładowcami i ,,ćwiczeniowcami". Niestety, siedziałam tam 1h30min. Okazało się, że na tramwaj muszę czekać aż 20 minut! Do domu weszłam po godzinie 18, całkowicie wykończona. Zmarzłam, byłam zmęczona i głodna. Opuściła mnie wszelka ochota na imprezy, szczególnie dlatego, że ludzie z mojej grupy, w większości wracali do swoich domów na weekend, który w moim przypadku, zaczyna się w czwartki. Męczyło mnie jednak to, że obiecywałam Dorocie imprezę, odmówiłam jej popołudniowych zakupów, bo wolałam zjeść obiad przed następnymi zajęciami, a teraz kilka godzin przed wyjściem chcę jej odmówić wspólnej zabawy. Męczyły mnie ogromne wyrzuty sumienia, że chcę ją zostawić, dlatego postanowiłam skonsultować się z naszym wspólnym przyjacielem, Mateuszem. Okazało się, że on również, ten wieczór spędza w domu, ponieważ po całym tygodniu, nie ma już ochoty na zabawę. Wolał obejrzeć mecz w domowym zaciszu. Powiedział mi coś bardzo ważnego: Nikt nie może zmusić Cię, do robienia czegoś, na co nie masz ochoty! Dorota się obrazi, ale za chwilę już będzie okej. Przemyślałam to sobie i napisałam do Doris, że nigdzie nie idę. Zostaję w domu, bo jest zimno, mam daleko do centrum, jestem zmęczona i chcę sobie odpocząć, a na imprezę pójdziemy innym razem. W odpowiedzi otrzymałam: Wal się. Chamskie i prostackie, ale od przyjaciółki, więc wiem, że to po prostu takie nasze: zostaw mnie w spokoju, jestem zła. Ten wieczór spędziłam z chłopakiem przed telewizorem. Napisałam do Doroty, że musi mnie zrozumieć, ona skończyła zajęcia o 13 (każdy student przyzna, że popołudniowe zajęcia męczą bardziej niż te rano), ja po moich jestem już naprawdę zmęczona i nie mam ochoty nigdzie wychodzić. Odczytała, ale nie odpisała. Zaproponowałam wspólne wyjście na siłownię np. dziś, ale odzewu nadal brak.
Za chwilę wracam do rodzinnego domu. Dorota nie odzywa się, a połączenie odrzuciła. Nie będę naciskała, za chwilę złość zapewne minie i znowu będziemy normalnie rozmawiały. Tą historią chciałam wam pokazać, że nie warto robić nic wbrew własnej woli. Jeśli nie mamy ochoty na wyjście z przyjaciółmi, to po prostu tego nie róbmy, nawet jeśli miałoby wywołać to, prawdziwe piekło. Emocje opadną i jeśli to prawdziwa przyjaźń, to na pewno za chwilę wszystko będzie ok. Jednak nie zostawiajmy przyjaciela bez niczego, ponieważ może poczuć się urażony, albo nawet opuszczony przez nas. Zaproponujmy w zamian wypad na inny event, spotkanie przy kawie, wyjście na basen czy siłownię, tylko po prostu w innym terminie. Prawdziwy przyjaciel, któremu na was zależy, na pewno się zgodzi i takim sposobem rozwiążecie problem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz